Korzyści z górskich wędrowań są niezaprzeczalne. Zyskuje nie tylko ciało, ale również zmęczony umysł. Gdzie indziej, jeśli nie na górskich szlakach można odpocząć od zgiełku miasta? A z dumnych szczytów spojrzeć w dół i zastanowić się nad sensem życia i wyrównać oddech. Tu jesteśmy dla kontemplacji, relaksacji i spokoju. Również i tu jesteśmy dla adrenaliny.
W góry wyruszam tuż po wschodzie słońca, kiedy przyroda budzi się do życia, a większość turystów jeszcze sobie smacznie chrapie w skrzypiącym wyrku na kwaterze. Wówczas na szlaku prędzej spotkamy dzikie zwierzę niż innego człowieka. Do dziś nie zapomnę tych emocji, jak pomruki kilku wilków odprowadzały nas pod Veľký Rozsutec. I to chyba tylko na kreskówkach wilki wyją. Owe stworzenia towarzyszyły mi i Łukaszowi zaraz jak tylko weszliśmy do lasu od strony miejscowości Štefanová. Nie zbliżały się, ale ich ponure pomruki (jakby komuś strasznie burczało w brzuchu) zdradzały, że są blisko. Dosłownie czuliśmy ich oddech na karku. Adrenalina była tak duża, że odcinek przewidziany na 2 godziny przebyliśmy w ciągu jednej. Mimo woli pomyślałam sobie, że jakkolwiek śmierć zadana przez dzikie zwierzę byłaby niecodzienna i romantyczna, to jednak wolałabym spokojnie odłożyć widelec w wieku stu lat we własnym łóżku.
Mimo strachu i tak nie zrezygnuję z wczesnych pór. Spodziewam się niebawem bliskiego spotkania z niedźwiedziem. A skoro już o nim mowa, to w sumie takie spotkanie już się odbyło. W ramach treningu przed wyższymi górami postanowiliśmy przetestować w warunkach zimowych nowiutki namiot z Marabuta. W tym celu rozbiliśmy się na jednej z przełęczy Orlej Perci, testując przy okazji działanie maszynki gazowej, gotując „kolację mistrzów”, zupkę chińską (nie jestem z tego dumna). No i zwabiliśmy zwierza tymi glutaminianowymi aromatami. Niedźwiedź otarł się o żółtą płachtę namiotu. Czuliśmy zagrożenie, tym bardziej, że raki i czekany zostały przed namiotem. W razie czego nie zranilibyśmy miśka ciętą ripostą. Na szczęście futrzak nie był bardzo głodny, bo odpuścił i sobie poszedł. Życie ocalone i namiot nietknięty.
Takich spotkań z górskimi przedstawicielami fauny było jeszcze kilka, lecz zatrzymam się na moment przy zupce chińskiej.
Z czego turyści najczęściej czerpią energię w górach, jeśli nie są bretarianinami? Nie trudno zgadnąć: z mięsa, z mięsa i słodyczy. I z zupki chińskiej też, w przypadku biwaku. Człowiek – jeść musi, szczególnie podczas wysiłku fizycznego. I człowiek spali ten cały „złom”. Ani gluten z buły mu nie zaszkodzi, ani glutaminian sodu z chińszczyzny, bo: w górach się jest na wyższych wibracjach. Jeśli wilk cię nie zeżre, to ciało sobie poradzi z chemią.
Jako wegetarianka, zanim spakuję papu do plecaka, planuję, jak mądrze dobrać wege prowiant. A co wcinają napotkani turyści? Kabanosy, kiełbasy, paszteciki i tym podobne, ponieważ panuje taki mit, że tylko mięso może zapewnić brak śmierci głodowej. Naprawdę, nic bardziej mylnego. Zacznijmy od tego, że na górskich halach wypasa się owce. Miasteczka górskie mają w swojej ofercie bogactwo serów owczych, takie jak oscypki, korbacze, nitki wędzone, bundze czy bryndze. Mając w plecaku taki kawałek świeżego sera, zawsze sobie podśpiewuję:
Cudownie jest:
Powietrze jest!
Dwie ręce mam,
Dwie nogi mam!
W chlebaku chleb,
Do chleba ser,
Do picia deszcz.
Edward Stachura, Piosenka dla zapowietrzoonego
Co nam więcej potrzeba oprócz błękitnego nieba? Piękna pogoda, dobry kompan, wygodne buty i w drogę!
Więc taki oscypek z pomidorem, pałaszowany na szczycie góry to jest to! Świetnie też sprawdzają się marchewki, biała kapusta, jabłka, czereśnie, orzechy, żurawina i jajo na twardo też, czemu nie.
Co sądzę, o jedzeniu serwowanym w górskich schroniskach? To samo, co w większości restauracji – jawna dyskryminacja wegetarian. Jeśli dania obiadowe, to tylko na słodko: naleśniki na słodko i szarlotka. Jeśli zupa, to tylko na mięsie. Za to dań mięsnych pełna paleta. Wege turysta może dostać jedynie ruskie pierogi z mrożonki, a każde pytanie, czy skwarki są na boczku wywołuje zdziwienie na twarzy. Tylko w nielicznych schroniskach można uświadczyć zestaw z frytek, panierowanego sera i surówki. Talerz mega niezdrowy, ale jakże pieści kubki smakowe strudzonego wędrowca. Tak więc – tak to już jest. Polacy kochają mięso i w górach chyba to nieprędko się to zmieni.
No dobra ale: „to co ja mam jeść w tych górach”?
Mam tu dla Was kilka wypróbowanych przekąsek wysokokalorycznych, smacznych i bezmięsnych. Zdaję sobie sprawę, że chleb z pełnego przemiału, najlepiej własnoręcznie upieczony byłby najlepszy, ale niekoniecznie taki jest pod ręką. Proponowane kanapki są pożywne i smaczne.
MENU PIECHURA:
- czeski rohlik lub słowacki rożek + masło orzechowe + ser żółty + dżem brzoskwiniowy
- pieczywo typu baton + masło + pasta jajeczna z zieleniną + sałata
- bułka (jeśli spora, pociąć na 4 kanapki) + masło + oliwki + ser brie + keczup + szczypta ziół prowansalskich
- bułka + masło + pół omletu + ogórek zielony
- bułka + masło z ziarnami słonecznika + pasztet wegetariański + pomidor
- chałka + masło + majonez + ser żółty/wędzony + zielona pietruszka drobno pokrojona + sałata
- chałka + masło + miód + bundz
- pumpernikiel z masłem ziołowym + ser + sałata + majonez/tatarska omaczka
- ciasteczka owsiane z własnego wypieku
Powyższe propozycje to formy mobilnych kanapek do plecaka, alternatywa dla drożdżówek i innych jałowych wypieków. Takie kanapki ciasno owijamy przezroczystą folią spożywczą. Polecam też figi, suszone morele, daktyle, orzechy, migdały, sezamki, chałwę, gorzką czekoladę studencką z bakaliami.
Jedzenie w przypadku wielodniowych wypraw opiszę w osobnym poście.
I na koniec news:
Nadleśnictwo Cisna poinformowało, że przystąpiło do pilotażowego programu introdukcji na swoim terenie podgatunku wilka – Canis veganae. Wilk charakteryzuje się całkowitym brakiem apetytu na mięso.
Podgatunek ten został wyhodowany w Ośrodku Rehabilitacji Ptactwa i Zwierzyny Chronionej Lasów Państwowych. Jego cechą charakterystyczną jest całkowity brak łaknienia w kierunku mięsa oraz niewystępujący instynkt łowiecki. Poza tym, nie ma innych cech odróżniających od Canis lupus. W związku z powyższym, Nadleśnictwo Cisna zwraca się z prośbą o wszelkie informacje o zauważonych wilkach w przydomowych ogródkach, pałaszujących warzywa czy owoce. Dane kontaktowe znajdują się w informacjach o Nadleśnictwie Cisna na Facebooku lub na stronie internetowej nadleśnictwa Cisna.
źródło http://www.bieszczadzka24.pl/aktualnosci/wegetarianski-wilk-z-cisnej/844
_______________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego fanpage na Facebooku
dołączysz do obserwatorów na Instagramie
Przeczytaj jeszcze:
Zioła na wyprawie wysokogórskiej – rozmowa z zielarzem Eugene Gawenda
Wpis bardzo praktyczny i myślę, że potrzebny wielu piechurom, którym brakuje pomysłów na smaczne jedzenia na szlaku. Gorzej tylko, że często nasze kanapki są roztopione w blasku prażącego słońca lub zgniecione w czeluściach plecaka. A to już trochę odbiera apetyt. Ciekawą zaś dygresją okazała się dla mnie informacja z Cisnej o wege wilkach:)
No dobra, to był żart z Cisnej:)
Musicie napisać jakiś poradnik zwabiania niedźwiedzi, rodzaje zupek, przedział cenowy, smaki i przyprawy. Doświadczenie już nabyte.
Czytając końcówkę czekałem na Prima Aprilis z tymi vege wilkami. No, bo jak to roślinożerny wilk? :O
Strzał w 10-tkę:) To był żart primaaprilisowy przygotowany przez redakcję
To udał się ten żarcik. 😛
Dobry pomysł z tą kanapką z omletem
Fajny i przydatny wpis dla Wegan. Ładne zdjęcia. Czytałam z chęcią
Ja w polskich górach byłam ostatnio chyba z 18 lat temu… Natomiast niedawno byłam w górach bułgarskich i włoskich i muszę powiedzieć, że nie musiałam się tam mięchem zapychać we wszelkich gastronomicznych przybytkach 🙂 Może jest więc nadzieja… 😉
Bardzo fajny tekst dla Weganon.pl.
Przyjemny tekst ale to wilk zgarnął całą moją uwagę 🙂
Z zaciekawieniem przeczytałam Twój artykuł, bo moja droga do wegetarianizmu jest raczej pełna wzlotów i upadków. W znacznym stopniu ograniczam mięso, ale wciąż nie udało mi się z niego całkowicie zrezygować. Najwyraźniej potrzebuję innych bodźców, choć raz już nadarzyła się solidna motywacja w postaci mojej córki, która postanowiła zostać wegetarianka w wieku 9 lat. Niestety nie udźwignęłyśmy tematu, bo zaczęła strasznie chudnąć, a i tak jest bardzo szczupła, i wiele rzeczy jej nie smakowało. Po 4 miesiącach zrezygnowała, bo naprawdę źle wyglądała, ale dobrym nawykiem zostało w niej ograniczenie mięsa i wędlin.
Szczerze mówiąc jako wegetarianka, sporo chodząca po górach, przede wszystkim przygotowuję sobie wegańskie ciasteczka owsiane, z dodatkiem gorzkiej czekolady oraz bakalii. Do tego zawsze mam w plecaku banany oraz suszone owoce. Bardzo rzadko robię kanapki i inne tego typu rzeczy, a jeśli już to tylko z pełnoziarnistego pieczywa (bo białego unikam jak ognia).
To się nazywa zdrowa turystyka :))) A wielu górołazów nie wyobraża sobie wędrówki bez kabanosa
Świetny temat na wpis – pierwszy raz się z takim spotkałam 🙂
Dziękuję 🙂
Zdecydowanie Twój blog jest oryginalny tematycznie.
Dziękuję:)