Rozważania o soi – zło konieczne, mniejsze zło czy dobra zmiana?

Share Button

Do napisania artykułu natchnął mnie ten wegański hot-dog z Orlena. No i tak się zastanawiam nad różnymi złami koniecznymi i mniejszymi złami… i dochodzę do różnych wniosków i rozmyślam także nad naszą planetą. Ziemia jest naszym jedynym domem i nie zmienimy go na Marsa, jeśli nagle stwierdzimy, że tu jest brzydko, jest syf, kiła i mogiła. Za ten syf odpowiadamy my.

My, którzy co roku oddajemy (lub nie) głosy na polityków, którzy nas reprezentują.

My, którzy chodzimy (lub nie) na protesty przeciwko wycince drzew lub podpisujemy (lub nie) petycje przeciw GMO.

My, którzy podczas spaceru po lesie wyrzucamy plastikowe lub aluminiowe śmieci, lub je zbieramy po innych.

My, którzy jemy mięso lub nie.

Itd…

No więc to, że Orlen, zabrał się nagle za wegańskie parówy – to dobrze, czy źle?

To dobrze. I wiem, co teraz pomyślicie: „Robią to dla kasy i rozgłosu”. Albo – „Wygłupy, przecież to nie może być zdrowe”.

Ale jeśli pomyślimy o tym globalnie i perspektywicznie, to… czy tylko ja jestem taką naiwniarą, że trzymam kciuki i mocno wierzę, że to na większą skalę się uda?

Że to na razie są niezdrowe, glutenowe buły z teksturowanym, białkiem roślinnym dla hipsterów, że inne stacje paliwowe nie będą chciały być gorsze i podchwycą pomysł, że ludzie w końcu nie będą potrzebowali jeść tyle mięsa, że na świecie zapanuje równowaga i zostanie odgórnie narzucone ograniczanie hodowli mięsa i wyższe podatki od takich hodowli? Albo, że to tylko tak na razie, a potem stopniowo rolnictwo konwencjonalne ustąpi miejsca ekologicznemu? Że wymrą stacje benzynowe, bo auta będą zasilane prądem? Że fast-foody odejdą w niebyt i zastąpią je organiczne slow-foody?

Weganie dopięli swego i na stacjach Orlen zjemy wegańskie parówy. Oferta jest, bo i konsument się znalazł.

To my wywieramy presję na producentach i kreujemy potrzeby. Więc to od nas zależy, na jakim świecie żyjemy.

 

Tak po nitce do kłębka przejdę do tematu soi, która jest uprawiana na potęgę. Ja się tak zastanawiam:

– Czy soja, której uprawa dominuje w Ameryce Południowej i Azji, jest czysta biologicznie? Zauważmy, że jest tania i   rośnie w błyskawicznym tempie. Nie oszukujmy się, większość uprawianej soi na świecie jest modyfikowana genetycznie, oprócz tego stosowane są częste opryski. To nie jest dobre. Wg raportu WWF, w Argentynie aż 60% ziem uprawnych stanowi soja obficie spryskiwana glifosatem, aktywnym składnikiem herbicydu Roundup, stanowiącego dla ludzi śmiertelne zagrożenie.  W niektórych rolniczych miasteczkach Argentyny, śmiertelność w 43% jest spowodowana przez nowotwory. Czy mamy zrezygnować z soi czy może jest na to rada? O tym w dalszej części artykułu.

– Jak uprawa soi wpływa na środowisko, w którym żyjemy? Soja jest tanią i bardzo pospolitą rośliną uprawną. Ponieważ soja jest ceniona ze względu na wysoką zawartość białka, uznano za  konieczność zagospodarowanie coraz większej przestrzeni pod rolne monokultury tego strączka. I tak pod uprawy soi karczowane są naturalne lasy, sawanny i łąki.  Czy Ziemia za niedługo zacznie przypominać gigantyczną lodówkę?

– Jaki jest główny cel uprawy soi? Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, weganie i wegetarianie stanowią ułamek konsumentów spożywających produkty sojowe. Według raportu WWF 75% światowej produkcji soi przeznaczone jest dla zwierząt hodowanych na mięso. Wniosek nasuwa się jeden – jeśli produkcja soi zostanie ograniczona, to nie będzie potrzeby karczowania lasów pod pola uprawne. Powiecie: Jeśli na świecie będzie wtedy mniej mięsa, to te 75% przejdzie na ludzi, którzy białko mięsne będą musieli zastąpić sojowym.

Odpowiem w ten sposób: jestem wegetarianką od wielu lat i nie nadużywam soi. Jest tyle innego białka, że można się obejść bez niej. Jestem wielką zwolenniczką eksperymentowania, więc z ciekawością zjadłam hot doga na Orlenie, ale mam na tyle oleju w głowie, by nie robić tego regularnie. Zdecydowanie polecam własne, domowe wyroby. Ja staram się, by mój wegetarianizm był zdrowy, ale nie popadam w skrajności.

 

Jednym z powodów, dlaczego ludzie nie jedzą mięsa jest empatia wobec zwierząt.

Według mnie to mniejsze zło wobec tego, co niektórzy robią przeciwko własnemu ciału. Owszem, nie krzywdzą zwierząt, ale jedzą chipsy i piją colę, co oczywiście jest wegańskie, ale i krzywdzące wobec siebie.

Procentowo, produkcja hektarów soi, by wykarmić zwierzęta przeznaczonych na mięso, jest i tak pierdylion razy większa, niż te 25% przeznaczone na wyroby sojowe.

Czy według powyższego musimy zrezygnować z soi i jej produktów?

Pomijając aspekty zdrowotne, o których może napiszę w drugiej części, z soi nie musisz rezygnować, jeśli czujesz, że jej produkcja jest nieetyczna wobec planety. I to jest dobra nowina, czy tam jak chcecie, dobra zmiana.

Sprawdzajcie, czy produkty sojowe mają odpowiednie certyfikaty. Pewnie w Polsce to jeszcze raczkuje, ale jeśli na opakowaniu stoi: brak GMO, to producent musi mieć na to papiery, nie?

W 2006 r. ustanowiono tzw. Okrągły Stół ds. Odpowiedzialnego Stowarzyszenia Sojowego (RTRS), aby umożliwić producentom soi ekonomicznie opłacalnej, sprawiedliwej społecznie i przyjaznej dla środowiska produkcji soi. RTRS umożliwił tym stronom stworzenie dobrowolnego systemu certyfikacji dla globalnej produkcji i konsumpcji certyfikowanej odpowiedzialnej soi. Do połowy 2015 r. do RTRS dołączyło ponad 180 członków z krajów całego świata.

 

Firmy, które korzystają z niemodyfikowanej genetycznie soi, korzystają z certyfikacji RTRS non-GM i ProTerra. Zgodnie z analizami WWF, tylko certyfikaty RTRS i ProTerra posiadają wiarygodne kryteria środowiskowe i społeczne, które gwarantują zrównoważony charakter upraw.

Na świecie dzieje się dużo dobrego. I dlatego ja, naiwna wariatka myślę, że jeśli sobie damy szansę i będziemy starali się scalać w jedno: własne zdrowie w oparciu o zróżnicowaną dietę, w myśl ochrony środowiska i empatii wobec zwierząt, będzie już tylko dobrze.

______________________________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego fanpage na Facebooku
dołączysz do obserwatorów na
Instagramie

Masz chwilę? Zajrzyj jeszcze tu:

Ideowe kontrowersje wokół weganizmu – rozmowa z Everyday Hero

Dlaczego warto przejść na weganizm – rozmowa z Ryszardem Piotrem

O zmianie świadomości, jaką niesie weganizm – rozmowa z Marcinem Wegańskim

24 myśli na temat “Rozważania o soi – zło konieczne, mniejsze zło czy dobra zmiana?

  1. Świetny wpis! Bardzo ciekawy, Stowarzyszenie sojowe mnie zaskoczyło i rozbawiło. Do powodów bycie wege dodałbym jeszcze „na złość innym” oczywiscie z przymrużeniem oka 🙂

  2. Nie miałam pojęcia! Świetny wpis,wydaje mi się, że jako społeczeństwo jesteśmy mocno nieświadomi jaki wpływ nasze zachowania mają na środowisko naturalne. Ludzie wciąż myślą, że kupowanie zgrzewki wody mineralnej w pół litrowych butelkach i zwierzęta w ZOO to nic złego.

  3. Z tą soją to mnie zaskoczyłaś. Nie zdawałam sobie sprawy, że to nie takie zdrowe i ekologiczne jakby się wydawało. Co prawda nie jestem wegetarianką i soja sporadycznie się u mnie pojawia w menu, więc może dlatego. Ale też uważam, że wegetariańskie parówki na stacjach paliw to krok w dobrą stronę. Może za chwilę będzie jeszcze coś innego?

  4. Bardzo interesujący wpis o soi. Z tego, co widzę w Wietnamie jej chyba sporo, bo na bazarkach dostępna. Choć jak podróżujemy to pól, czy plantacji z nią nie widziałam. Wyróżniają się pola ryżowe, kukurydziane, herbaciane, kawa, pieprz, tapioka, maniok, drzewa kauczukowe i sady owocowe. Muszę się przyjrzeć gdzie i w jaki sposób hodowana jest soja.

  5. Bardzo interesujący wpis. Mieszkam w Japonii, gdzie soja jako produkt występuje po ryżu chyba na drugim miejscu. Ciekawa jestem na ile używają tutaj tej modyfikowanej- w końcu kuchnia japońska i jej produkty uchodzą za jedne z znajzdrowszych na świecie

  6. Chcąc być szczerym, to każde rolnictwo jest nieetyczne – niszczymy olbrzymie tereny dzikiej, różnorodnej przyrody, po to żeby mieć uprawę jednej rzeczy. Czym ta jedna rzecz będzie jest mniej istotne. Najlepsza dla planety byłaby o wiele mniejsza ilosć ludzi, po prostu.
    Nie jestem przeciwniczką soi, natomiast kupuje jej bardzo mało- takie ilosci, aby móc raz na jakiś czas zrobić sobie mleko sojowe 🙂
    Co do hot-dogów – nie bywam na stacjach (nie jestem kierowcą) ani taka przekąska nie jest dla mnie atrakcyjna, ale cieszę się bardzo, że ci, którzy chcieli miec taką opcję w Orlenie, teraz mają 🙂

  7. Nie każdy będzie wege i ja tez nią nie jestem. Tak samo jak zwierzeta rosliny tez czują. Jak się z nimi obchodzimy ma wpływ na to co nam oddają. Mam w domu ponad 100 roślin i widzę, że gdy je pielegnuję, rozmawiam z nimi, przycinam to one odpłacają mi pięknym widokiem i kwiatami. Natomiast gdy przestaje dawać im pić, rzadko wymieniam ziemię to stają sie brzydkie i z czasem więdną.

  8. Świetny wpis! o tym hot dogu już czytałam na Twoim facebooku i wówczas się przeraziłam że to „promujesz” ale widzę że masz zdroworozsądowe podejście i tak trzymaj. Ja próbowałam być wege, ale było to dla mnie za trudne logistycznie bo męża w życiu na wegetarianizm nie namówie a podwójne gotowanie było naprawde uciążliwe. Teraz po prostu w miare możliwosci jem mniej mięsa

    1. Dominika, widziałam Twój komentarz, pewnie nie byłaś jedną z osób, która tak pomyślała. No i powstał wpis o soi 🙂 Pozdrawiam ciepło

  9. Wegańskie parówki na Orlenie to faktycznie coś nowego i innego. Nie jestem weganką, jednak dobrze jest poznać różne punkty widzenia. A co do soi to nie zdawałam sobie sprawy.

  10. Totalnie się zgadzam z tą akcją z Orlenem. Wiadomo, że robią to dla kasy w końcu Orlen ma zarabiać, jest firmą, zatrudnia ludzi…A niech robią to dla kasy. I może jest to niezdrowe też ale… Orlen nie jest restaruacją, tylko miejscem gdzie wpadamy gdy potrzebujemy kupić coś na szybko w biegu np. w podróży! Może i jest niezdrowe ale przynajmniej jest i jest ciepłe 😛 Ile mamy opcji wyboru jedzenia w takich sytuacjach? tak serio? Co możemy kupić wege na stacji, praktycznie nic… Więc sorry, ale kibicuję wszystkim miejscom które robią cokolwiek co daje alternatywę do mięcha. 🙂

    1. I jeszcze dodam: „ten tylko cię doceni, kto naprawdę od doby niczego nie miał w pysku”. Miałam za sobą podróż z Maroka, potem długo autostradą przez Niemcy, wszystko na szybko, nie było czasu przygotować wcześniej przysłowiowej bułki. Oj, ale taki hot dog by mnie wówczas ocalił…

  11. Produkty sojowe nie przemawiają do mnie. Zwyczajnie mi nie za bardzo smakują. Jednak jestem bardzo ZA, żeby produkty roślinne wypierały zwierzęce. Mięsa jem coraz mniej i widzę, że lepiej się czuję. Czyli mnie one nie są potrzebne. Poza tym….hmmm…skoro tak kocham moje koty, które przecież są zwierzętami, to dlaczego mam jeść inne zwierzaki?…

  12. Bardzo ciekawy wpis! Sama używam soi w bardzo niewielkich ilościach – w sumie tylko do przygotowania mleka roślinnego, czasem zjem tofu i to wszystko. Zdecydowanie bardziej smakują mi inne strączki – za fasolę w każdym kolorze dam się pokroić 😛 Co do hot-doga na Orlenie – jestem tego samego zdania co Ty: dobrze, że wprowadza się nowe produkty i, mimo, że to wszystko jeszcze raczkuje, to mam nadzieję że rozwinie się w jak najlepszym kierunku 🙂 Pozdrawiam!

  13. Przyznam, że z daleka trzymam się od przekąsek serwowanych na stacjach, ale rozumiem, że dla tych co dużo podróżuję, to spore ułatwienie, zwłaszcza kiedy trafi w gust smakowy i ideę dopasowywania menu.

  14. Bardzo interesujący wpis. W dodatku poparty naukowymi informacjami co bardzo cenię. Zwłaszcza zainteresował mnie Okrągły Stół ds. Odpowiedzialnego Stowarzyszenia Sojowego. Nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje i już googluję żeby więcej na ten temat poczytać. Sama jestem raczej daleka od żywienia się na stacji, do przejścia na wege też jakoś się nie spieszę, ale warto czasem poczytać coś z innej perspektywy 🙂 Zwłaszcza, że nie jest to „co mi w duszy gra i ślina na język niesie” tylko profesjonalny, porządnie przygotowany i ciekawy wpis 🙂

  15. A co z ludźmi, którzy z różnych względów nie mogą przejść na wegetarianizm, a tym bardziej weganizm? Ja żyję z silną alergią na nikiel. Bardzo nieprzyjemna i utrudniająca normalne życie. A wszystkie, podkreślam wszystkie substytuty zwierzęcego białka są w ten metal bogate i nie mogę ich nadużywać. Moja dieta musi być bogata w produkty odzwierzęce. Poza tym nie ma badań naukowych, które potwierdziłyby, że glifosat powoduje raka. Co więcej, konwencjonalne rolnictwo zużywa znacznie więcej chemicznych środków ochrony roślin niż uprawy GMO i to już jest potwierdzone naukowo. I proszę nie mówić o tym, że naukowcom płaci Monsanto. Jeszcze 50 lat temu rośliny modyfikowano w znacznie gorszy sposób niż obecnie. Inżynieria genetyczna jest coraz bezpieczniejsza, a GMO to nie tylko Monsanto i glifosat. To też np. złoty ryż, który jest szansą dla niedożywionych dzieci w Azji na dobry wzrok.

Dodaj komentarz