O górach Rumunii (oraz o samym kraju) mieliśmy pewne wyobrażenia, potwierdzone rozmowami z miłośnikami tego narodu, obejrzonymi filmami oraz przeczytanymi lekturami. Od dłuższego czasu kręciło nas osobiste sprawdzenie, na ile te wszystkie opowiastki to tylko legendy, a na ile półprawdy i nieprawdy?
Gór Rumunii liznęliśmy zaledwie kawalątek, jednak mam nieodparte wrażenie, że ten fragment wiedzy jest reprezentatywny i dość uniwersalny. Czuję, że co do gór reszty kraju, mogą zachodzić pewne podobieństwa.
O czym warto wiedzieć, chcąc tu przyjechać na aktywny, górski wypoczynek:
Drogi
Są w dużo lepszym stanie niż się spodziewaliśmy. W szalonym tempie są budowane nowe drogi, efekty widać każdego dnia. Niejednokrotnie podczas podróży w dany punkt przedzieraliśmy się przez plac robót, wracając jeszcze tego samego dnia jechaliśmy już po nowej nawierzchni. Prace postępują bardzo sprawnie, widzieliśmy montaż krawężnika i pobocza na odcinku 4 km, który został wykonany w dwa dni. Wykorzystywany jest nowoczesny sprzęt, drenaż drogi jest wykonywany równolegle podczas kładzenia asfaltu na tym samym odcinku.
Stare drogi miejscami są fatalne. Trafiają się dziury o głębokości 30 cm, a czasami nawet głębsze. Podróż po zmroku jest bardzo ryzykowna ze względu na dziury, brak odblasków, nieoświetlone pojazdy, np. pojazdy konne.
Nie warto polegać na oznaczeniach typu drogi na mapach. Często drogą publiczną jest oznaczona trasa szutrowa nieprzejezdna nawet dla suva.
Nie warto sugerować się czasem przejazdu wyliczanym przez Google maps, TomTom itp.
Starymi drogami w godzinę przejedziemy od 30 do 50 km.
Zaplecze turystyczne
Turystyka w tym rejonie raczkuje albo w ogóle nie istnieje. Turist information to nie informacja turystyczna, tylko oznaczenia kierunków szlaków, nazwy rzek, dolin, itp.
Oznakowanie szlaków jest czytelne tylko w najbardziej w uczęszczanych rejonach. W rejonach mniej uczęszczanych szlaki często prawie w ogóle nie są oznakowane i zarośnięte.
We wszystkich miejscowościach, które odwiedziliśmy, utytłany turysta jest całkowicie niezrozumiałym widokiem dla miejscowych. Ubłocone buty są obiektem drwiny.
Buduje się duża ilość nowych domów, w górach rodniańskich widzieliśmy w budowie kolejkę gondolową i wyciąg narciarski.
Dużo jest sklepów spożywczych, w każdej większej mieścinie jest dyskont. Ceny są podobne jak w Polsce, opłacalnie jest zrobić zakupy na bazarach, targach, których jest tu dużo.
Schroniska to zazwyczaj samoobsługowe chatki. Są dobrze utrzymane, jak na darmowy nocleg to aż nienaturalnie komfortowo.
Hoteli jest niewiele, za to jest sporo kwater prywatnych. Nie są zbyt dobrze oznaczone i trzeba się troszkę naszukać. Ceny i warunki bardzo przyzwoite.
W tym miejscu muszę zareklamować jedną z nich, ponieważ pobyt tutaj przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. W lokalizacji pomiędzy Rodnei a Maramuresz trafiłam na kwaterę, którą bez wahania uznaję za najlepszą w jakiej byłam (nie jest to wpis sponsorowany).
Pensjonat La Catalina – usytuowany ok. kilometr od centrum Borsy, jadąc w stronę parku Rodnei niebieskim szlakiem na Pietrosul.
Jest tu sterylnie czysto, pokoje są słusznych rozmiarów, jest taras, w pełni wyposażona kuchnia zarówno w domu, jak i letnia z altanką, jest huśtawka i hamak, sporo zieleni, dostępne wyżywienie.
Ale najważniejsze jest podejście gospodarzy. Tego się nie da opisać, po prostu polecam odwiedzić. Gospodarze są przemili, cały czas dostępni, zauważą Twoją potrzebę, zanim zapytasz. Ciągle częstują czymś regionalnym i wyszukanym. Mieliśmy oczywiście własną wałówę, ale codziennie dostaliśmy coś ciepłego, słodkiego/słonego i wegetariańskiego:) Ich wyroby alkoholowe są unikatowe. Wszystko wytworzone od podstaw, z własnych owoców.
Gospodyni zauważyła, że zachwycam się jedną z potraw. Następnego dnia czekały już składniki spożywcze i pani pokazała mi, jak powstaje to danie, mając okazję wspólnie z nią gotować, sami zobaczcie:
Gotowanie w Rumunii – placinta cu branza, czyli bryndzowe placki
Z wielką przyjemnością i szczerze polecam to miejsce.
Ryzyka
Wilki, niedźwiedzie, Cyganie, rabusie – wsadźmy to między bajki. Oczywiście wilki i niedźwiedzie są, jednak nie stanowią zagrożenia. Bezpańskie psy tułające się po wioskach, które z otoczką medialną były niedawno odstrzeliwane, to też między bajki – to nie jest zagrożenie. No może dla niedojedzonego ostatniego kawałka pizzy.
Jest właściwie tylko jedno zagrożenie, ale bardzo poważne. Są to psy pasterskie. Ich odmiana to owczarek rumuński carpatin.
Są tutaj nagminnie wykorzystywane podczas wypasu stad owiec. Można je napotkać też poza stadem, biegające w watasze. Atakują one ludzi, turystów, nie celem przestraszenia, odgonienia, ale zagryzienia.
Naczytałam się sporo przed przyjazdem tutaj na ten temat, i zastosowałam do wielu porad. Muszę przyznać, że spora część porad metodyk obrony przed tymi napastnikami to totalne bzdury, część z nich to bzdury, a część to przydatne informacje.
Moje przykre spotkania z psami, jak i zasięgnięte informacje od pasterzy i lokalnego przewodnika górskiego, pozostawiły troszkę cennego doświadczenia. Doświadczeniem tym podzielę się w osobnym wpisie który poświęcę tylko tematyce problemowi psów pasterskich.
Podsumowanie pobytu
Wszędzie, poza górami rzadko/wcale uczęszczanymi przez turystów, w tym rejonie Rumunii czułam się bardzo bezpiecznie. Wzbudzaliśmy wielkie zainteresowanie. Polaków jest tu bardzo mało, jeśli są to na zorganizowanych rajdach crossoverowych lub motocyklowych. W ogóle poza rumuńskimi turystami spotkanymi w rejonie Pietrosul lub w okolicach kolejki linowej, obcokrajowców prawie wcale tutaj nie ma.
Nie czuliśmy stresu zostawiając w nowym miejscu auto na cały dzień.
Bariera językowa jest tu monstrualna. Oczywiście w podstawach dogadamy się na migi, lub jak ktoś woli, po włosku, czasem serbsku, ale chcąc porozmawiać o głębszych tematach odnośnie gospodarki, obyczajów czy sytuacji w kraju, jest to niezwykle trudne. O języku angielskim lub rosyjskim możemy zapomnieć.
Bardzo słaby zasięg sieci komórkowej, w górach całkowity brak, sieć WiFi w całym rejonie doliny Viseu jest dostarczany przez jednego dostawcę i działa średnio godzinę na dobę, podczas burzy nie działa, a usługa zostaje przywrócona następnego dnia.
Rejon Marmaroszy jest zachwycająco piękny, prawdziwie dziki. Każdy podróżnik, górski włóczykij zakocha się w takim miejscu.
Niestety nie wróżę kariery turystycznej temu regionowi. Turystyka jest zjadana przez owczarki pasterskie. A miejscowa ludność nie zdaje sobie sprawy ze skali problemu. Ze środków unijnych powstało kilka interesujących szlaków dydaktycznych, ciekawe czemu one mają służyć? Szlaki prowadzone są po łąkach i pastwiskach, czyli po miejscach ogromnie niebezpiecznych.
Pierwszą cegiełkę w budowie nowego jutra okolicznych gór, którą udało nam się dołożyć, jest zgłoszenie problemu w formie zażalenia burmistrzowi powiatu Borsa. Mam nadzieję, że będą kolejne cegiełki a nie ignorowanie tego problemu.
_________________________________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego fanpage na Facebooku
dołączysz do obserwatorów na Instagramie
Zajrzyj jeszcze tu:
Wesoły cmentarz – Rumunia, Sapanta – zupełnie inne podejście do śmierci
Szlakiem zapomnianych kopalń – Karpaty Marmaroskie, Rumunia Północna, część I
Tańczący z psami – Karpaty Marmaroskie, Rumunia Północna, część II
Muntele Toroiaga – Karpaty Marmaroskie, Rumunia Północna, część III
Gotowanie w Rumunii – placinta cu branza, czyli bryndzowe placki
Szlakiem masochistów, Cearcanu – Karpaty Marmaroskie, Rumunia Północna
Rumunia to piękny kraj. Kilka lat temu wybrałam się tam na off-road. Niezapomniane przeżycia
Bardzo praktyczny wpis. Nie zachęcił mnie do turystyki, ale ja lubię wszelką ludowiznę i zdjęcia, te babcie, ubiory, jedzonko -super! Tu chyba trzebaby zwiedzać z kimś znajomych, jakimś tamtejszym mieszkańcem… Podziwiam odwagę!
Piękna fotorelacja, podoba mi się opis miejsc a szczególnie fragment o niedźwiedziach, wilkach i Cyganach 🙂 Dobrze jest zderzyć się z mitami i poznać jak to jest naprawdę
Wow! Nie spodziewałam się, że psy mogą stanowić takie zagrożenie. Szkoda, że miejscowa ludność nie zdaje sobie z tego sprawy.
Mnie też najbardziej zaskoczył fragment o psach – to, że ich celem jest zagryźć człowieka jest bardzo odstraszające do odwiedzenia tamtych terenów 🙁 Za to wzruszyłam się, gdy pisałaś o gościnności i Catalinie 🙂 Taki sposób lokalnej kultury i kuchni podoba mi się najbardziej 🙂
Mam wrażenie że ogólnie Rumunia jakoś turystycznie stoi w miejscu…
Nie byłam i nie wiem czy się wybiorę. Z chęcią więc poczytałam twoje wpisy. Poogladalam zdjęcia z przyjemnościa.
Uwielbiam takie klimaty! Chętnie bym się wybrała w Karpaty w tym roku, póki co pakujemy się na Mazury 🙂
Dla mnie to na razie całkiem egzotyczne miejsce. Ale chętnie sprawdziłabym sama, jak tam jest. Szkoda, że takie mało rozwojowe to podejście do turystyki. Może za jakiś czas to się jednak poprawi.
Rumunia ma swój urok, który jednak nie każdemu przypadnie do gustu.
Zabieram się, aby po trzydziestu latach ponownie odwiedzić ten kraj, jakby zatrzymany w czasie…
Przez Rumunię przejeżdżalismy z 15 lat temu i nie obyło się bez przygód. Jednak góry i takie wyprawy to zdecydowanie coś dla nas no i te bryndzowe placki chętnie bym skosztowała. 🙂
Piękne miejsca i dobrze przedstawione zagrożenia, każdy powinien być świadomy 🙂
Buziaki Kochana
W Rumunii byłam 11 lat temu. Miałam nadzieję, że więcej się tam od tego czasu zmieniło, zwłaszcza jeśli chodzi o świadomość tubylców dotyczącą turystów. Psa pasterskiego można odpowiednio wyszkolić tak, aby bronił stad przed rzeczywistym zagrożeniem, a nie przed człowiekiem. Te psy atakują tylko o dziwo w krajach bałkańskich, a ani w Pieninach, ani na Podhalu, ani nigdzie indziej nie słyszy się, by owczarek zaatakował turystę. Dlatego myślę, że ten kraj jest dziki nie tylko w znaczeniu przyrodniczym, ale też mentalnym. W dodatku praktycznie wcale nie chroni się tam przyrody, można rozbijać namioty w dowolnym miejscu, śmiecić, nie zakopywać nieczystości i nikt nie da za to mandatu. Podczas dwóch 10-dniowych pobytów w tamtejszych górach nie spotkaliśmy ani jednego strażnika parku, za to wiele walających się plastikowych butelek w zupełnie odludnych terenach owszem. Ci ludzie kompletnie nie szanują natury w swoim kraju.
Dokładnie! Ty 11 lat temu potykałaś się o plastikowe butelki na szlaku. My – żadnych butelek i śmieci nie spotkaliśmy… yyyy… bo zazwyczaj byliśmy jedynymi turystami na szlaku. Turystyka w tych górach się nie rozwinie, jeśli owczarki nie będą tresowane, by respektować ich pana, czyli człowieka. Sory, ale taka prawda.
Ten kraj ma przed sobą jeszcze daleką drogę, aby turystyka była dla nich znaczącym źródłem dochodu. Sama nie byłam, ale dużo rozmawiałam na ten temat z ludźmi, którzy pochodzą z tamtych rejonów. Oby z czasem było coraz lepiej bo wiele razy już słyszałam jak piękny i niezwykły jest ten kraj 🙂
Zaskoczyła mnie informacja o niebezpiecznych psach pasterskich. Bardziej spodziewałam się, że ryzyko mogą stanowić właśnie psy bezpańskie, a nie zwierzęta, które przecież mają odpowiedzialnego za nich właściciela. :O
Niedźwiedzia bym się nie obawiała, że mnie zje, ale tych psów pasterskich. Podobno nasze pasterskie, tzn te owczarki podhalańskie, też agresywne. Widzę, że w Rumuni totalna dzicz
Większej dziczy niż w Rumunii – nie widziałam. Chodzi oczywiście o psy…
Nigdy nie byłam w Rumunii ale wiele słyszałam od kolezanki, której rodzice tam mieszkali przez dobrych kilka lat. Słyszałam wiele dobrego przede wszystkim o miejscowej ludności.
Jeśli chodzi k problem psów nic nie wspominała na ten tenat ale wierzę, że takowy istnieje. Dobrze, że zglosiliscie. Może inni też będą zgadzać i coś z tym zrobią.