Link do części I
Link do części II
Mozolnie wspinamy się z przełęczy w kierunku pierwszego ze szczytów Toroiaga. Przedzieramy się przez kosodrzewinę, oczywiście nadal poza szlakiem – traktem pozostałości po wojnie. Mijamy ruiny bunkrów i dowiadujemy się jak przebiegała bitwa oraz jak przesuwał się front walki. Przewodnik pokazuje nam dobrze zachowane artefakty wojenne oraz obrazuje jak przebiegała kiedyś granica polsko-rumuńska.
Docieramy do kolejnej przełęczy. Stąd widać wyniszczenia po klęsce ekologicznej w postaci pożaru, który miał miejsce 3 lata temu. Zniszczenia wyglądają podobnie do tych w Wysokich Tatrach Słowackich ok. 10 lat temu.
Dalej podążamy zboczem wątłą ścieżką, po drodze otrzymując wykłady na temat przydatności spożywczej lokalnej flory. Piotr zrywa sukulenty demonstrując jak wyssać z nich sok. W pewnym momencie zerwał znaną roślinę, rosnącą w Karpatach, chwaląc się, że to na zupę, ciorbę. Ta roślina to ciemiężyca zielona.
W ten sposób docieramy do kolejnej przełęczy, skąd już tylko strome, skaliste podejście na pierwszy szczyt grupy Toroiaga.
W tym miejscu przewodnik oznajmia nam, że jest już za późno na szczytowanie, aby zdążyć zejść przed zmrokiem. Tłumaczymy, że bardzo nam zależy na zdobyciu szczytu. Rozpoczyna się długa debata, a czas ucieka.
Po przemyśleniach Piotr tłumaczy nam jak ze szczytu zejść bezpośrednio do miejscowości Baia Borşa. Powrót tą samą drogą jest zbyt długi. Tu się rozdzielamy. Wysłuchaliśmy uważnie opisu drogi zejścia, jednak nie bierzemy poważnie pod uwagę przemierzania tych gór poza szlakiem i jeszcze pod presją czasu.
W ekspresowym tempie docieramy do pierwszego ze szczytów na wysokość 1908 m. Tu zostawiamy wszystkie bagaże i na lekko wbiegamy na szczyt, wracając tą samą drogą. Dalej bez złapania tchu biegniemy w kierunku psiarskiej przełęczy. Widząc z góry ścieżki, wyczajamy skrót omijający przełęcz i docierający do drogi, którą wchodziliśmy na przełęcz.
Tu doganiamy naszych ziomali. Yea! Było to mało prawdopodobne, a jednak osiągalne. Oczywiście pada pytanie, dlaczego nie weszliśmy na szczyt.
– Weszliśmy!
– Niemożliwe!
Pokazujemy zdjęcie. Nadal niemożliwe. Dobra, zmieniamy temat. Idziemy już wspólnie i po godzinie szybkiego marszu docieramy z ogromną ulgą do zaparkowanego dżipa przewodnika.
Los nam sprzyja, bo jesteśmy skrajnie wyczerpani, a do naszego auta jest jeszcze co najmniej 3 godziny drogi, miejscami bardzo niewygodnym i źle oznakowanym szlakiem.
Zjeżdżamy dżipem, po drodze zatrzymuje nas jakiś miejscowy, też z dżipem i mówi nam, że kręcą się tu dwa niedźwiedzie – niedźwiedzica z młodym.
Jedziemy dalej i docieramy pod pensjonat Laura Borsa, gdzie mamy zaparkowane auto. Żegnamy się tutaj przyjacielsko, pożegnanie się przeciąga i Piotr zaprasza nas do siebie celem pokazania, gdzie mieszka. Mówi, że pokaże nam swoje psy, jeden z nich to owczarek kaukaski o imieniu Kiti, z którym koniecznie powinniśmy pogadać. Zgadzamy się, a na miejscu okazuje się, że powodem zaproszenia jest… palinka 🙂 czyli lokalny wysokoprocentowy trunek, coś jak śliwowica. Z wielką przykrością odmawiamy, czeka nas przecież droga powrotna i czujemy się dość podle, że po tak mile spędzonym wspólnym dniu musimy odmówić przyjęcia gościny. Piotr proponuje nam wspólne wędrowanie, kiedy będziemy mieć ochotę, mamy do niego przyjechać.
Słówkiem teorii
Muntele Toroiaga składa się z kilku szczytów.
Najprostsze wejście jest z Culmea Fantanii przez grzbiet o tej samej nazwie. Prowadzi tędy nieoznakowana ścieżka.
Z Baia Borşa za pensjonatem Laura Borsa, o którym pisałam, 200 metrów powyżej odbija z drogi głównej w lewo nieoznakowana ścieżka na szczyt Vf Stana, z niego łagodnym grzbietem na Toroiaga.
Oznakowany szlak jest tylko jeden opisany w cz. I ścieżką zapomnianych kopalń przez przełęcz Lucaciasa.
_________________________________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego fanpage na Facebooku
dołączysz do obserwatorów na Instagramie
Z przyjemnością czytam Twoje wpisy.
Bardzo mi miło 🙂
Świetna wyprawa i ciekawy opis 🙂
Wow. Jak tam pięknie. Uwielbiam naturę i chętnie wybrała bym się na taki szlak.
Jejku, jak tam pięknie!!!!!!!!!!!
Piękne zdjęcia, wyprawa musiała być cudowna
Fajnie relacja. Och jak ja kocham góry.
Pieknie tam, to zdecydowanie moje klimaty
Piękne miejsce 🙂
Rumunia to moje wciąż niespełnione marzenie trekkingowe. Bywałam tam już kilka razy, ale jedynie samochodem pokonywałam góry. Na trekkingi już nie starczało czasu. Ale mam nadzieję, że uda się w końcu i tam wyruszyć na jakąś dłuższą, górską włóczęgę 🙂
Wow, jaka przygoda. Gratuluje zdobycia szczytu 🙂
Piękne widoki! Dobrze, że nie trafiliście na niedźwiedzie, taka przygoda mogłaby się źle skończyć! I podziwiam, że jednak wykrzesaliście z siebie jeszcze siły, żeby wejść na szczyt, wiedząc, ile drogi Was jeszcze czeka!
Oj nie wiedziałam że Rumunia jest tak ciekawym i wartym zwiedzania krajem!
Rumunia zadziwia. Mnie się marzy zdobycie Kilimandżaro. Serio 😀😀😀 Może kiedyś mi się uda.