Zioła na wyprawie wysokogórskiej – rozmowa z zielarzem Eugene Gawenda

Dzisiejszy wpis z gościnnym udziałem znakomitego zielarza, Eugene Gawenda, będzie próbą zebrania w jedną całość zielarskich propozycji na wyprawy wysokogórskie. Zakładam, że tam, gdzie flora rozkwita, można się pokusić o własne zbiory survivalowe, jeśli warunki na to pozwalają. Jednak przy ambitniejszych ekspedycjach, gdzie kończy się zieleń, a zaczyna śnieg, tam, gdzie trzeba w najdrobniejszym szczególe opracować checklistę, jak najlżejszy plecak jest elementem bardzo pożądanym.

Nie ukrywam, że do napisania artykułu zmotywował mnie mój własny wyjazd w Alpy i niepohamowana potrzeba skonstruowania swojej apteczki jak najbardziej naturalnie.

Co do checklisty, co spakować na takie wyjazdy, ograniczymy się w artykule jedynie do spraw medycznych, a dokładniej do tematu dolegliwości najczęściej spotykanych na wysokościach i jak sobie z nimi poradzić lub jak przeciwdziałać ziołami.

Oczywiście nie neguję tu farmaceutyków, które i ja zabieram na wyprawę, ale wskazuję na fakt, iż zioła od wieków są wykorzystywane w leczeniu i profilaktyce. Ponadto podkreślam, że zanim sięgniemy po zioła, musimy poznać ich chemiczne interakcje, chociażby zażywając je na przykład z lekami syntetycznymi.

Ale nie chcę już zanudzać, zapraszam Was do naszej rozmowy 🙂

Agata:

Witam Cię serdecznie na blogu i bardzo się cieszę, że przyjąłeś zaproszenie do wywiadu. W środowisku zielarzy jesteś znany z niepospolitej wiedzy zielarskiej oraz z mentorskiego stylu wypowiedzi. Niektórzy się dziwią, jak to możliwe, że Eugene Gawenda jeszcze nie otwarł szkoły zielarskiej 🙂

Eugene Gawenda:

Witaj, na początek małe sprostowanie – traktuję siebie jako pasjonata roślin z racji poszanowania do obowiązującego prawa, które ustanawia szczegółowe wymogi prawne dla osób zajmujących się ziołami zawodowo. Nie czuje się zielarzem, lecz Zielichem.

A co do szkoły zielarskiej – świetnie nazwałaś mój charakter „stylem mentorskim” choć wielu odbiera go jako styl „starego belfra trzymającego sztubaków mocną ręką”. Minęły już czasy kiedy twardzi nauczyciele cieszyli się szacunkiem i zaufaniem, a młode pokolenia nie potrafią zaakceptować podobnej postawy. Nie wyobrażam siebie w roli prowadzącego szkółkę zielarską – no chyba dla jakiś desperatów lubiących mieć do czynienia ze Starym Zgredem. Często spotykam się ze stwierdzeniami „strach się odezwać gdzie jest Stary Zgred”, co świadczy o kompletnym braku w pokoleniu umiejętności radzenia sobie z negatywnymi komentarzami wprost.

Agata:

Fakt, zapomniałam dodać, że ludziska nazywają Cię Starym Zgredem 🙂
Mam taki dylemat: w górach wysokich alpiniści zmagają się z wieloma dolegliwościami, największym utrapieniem jest choroba wysokościowa. Jej najczęstsze objawy to: mdłości, bóle i zawroty głowy, obrzęki, utrata apetytu, wyczerpanie. Oczywiście do łagodzenia przykrych skutków choroby wysokościowej najlepsza jest dobra aklimatyzacja, ale wierzę, że zioła bardzo wspomogą.
Jakie mieszanki ziołowe zaleciłbyś w przypadku nudności (mdłości)?

Eugene Gawenda:

Widzisz tak samo wrzuciłaś wsio do jednego wielkiego wora i pytasz o „Cudowne Ziółeczko” na te bolączki. Choroba wysokościowa to efekt słabej aklimatyzacji, złego przygotowania się wcześniej. Jeśli pomimo to występuje, to sygnał by dokładnie sprawdzić, dlaczego nasz organizm nie potrafi sprostać oczekiwaniom, znaczy się „Wizytka u Medyków Kuńieczna”.

Samo niwelowanie wówczas poszczególnych dolegliwości jest zaciemnianiem być może istniejących problemów zdrowotnych. Wcześniej trzeba podkręcić swój organizm czyli zastosować tzw. zioła adaptogenne, do których należy wspaniały Złoty Korzeń, czyli powszechnie występujący na całej północnej hemisferze różeniec górski. To nie jest ziółko, które ot tak znajdziemy sobie podczas wędrówki, bo w kraju zazwyczaj znajdziesz je albo w ogrodach i uprawach, albo w Karpatach i Sudetach. Natomiast wybierając się na wypad w Alpy, być może uda Wam się spotkać go w jego naturalnym środowisku. Spotkacie się tam z jego nazwami takimi jak Rosenwurz, l’Orpin Rose, czy też Grasella Rosa, jednak wówczas nie pomoże on Wam i trzeba sięgnąć po gotowe preparaty znacznie wcześniej, by miały czas podnieść wytrzymałość fizyczną i psychiczną potrzebną na podobne wyprawy.

Natomiast warto mieć w plecaku kawałek kłącza imbiru – niewielki kawałek użyty do zrobienia naparu świetnie niweluje mdłości i nudności. To babciny sposób Indyjek, który przywędrował do Europy wraz z migracją ludności tego rejonu – jest tam właśnie stosowany jako najskuteczniejszy naturalny środek przede wszystkim na uporczywe poranne mdłości częste u kobiet w ciąży.

Agata:

Imbir, no właśnie. Można go dodawać do herbaty, która w termosie nie będzie smakowała jak wygotowana szmata.
Ważną sprawą jest w miarę możliwości niedoprowadzenie się do odwodnienia. W miejscach, gdzie do picia pozostaje jedynie stopiony śnieg, rozsądne wydaje się picie ziół nawadniających. Jakie byś polecił?

Eugene Gawenda:

Przede wszystkim zacząłbym z innej beczki – wiele ziół wykazuje słabsze lub silniejsze właściwości moczopędne lub napotne, zatem trzeba o tym pamiętać, by nie pogarszać sobie sprawy i nie dolewać oliwy do ognia – zatem mijać szerokim łukiem wszystko co ma w sobie pokrzywę, rdesty, perz, fiołki, przytulie, lubczyk i pietruszkę (te dwie to częste składniki przypraw lub gotowych potraw, co dla nieświadomego alpinisty może nasilać odwodnienie). Kiedy doskwiera nam problem odwodnienia. Powinniśmy także unikać jedzenia borówek – czarnych i czerwonych – gdyż również posiadają właściwości moczopędne pomimo, że są smaczne. Podstępnym napojem spotykanym w tych rejonach jest fermentowany napitek uczyniony z fermentowanych korzeniu mniszka i łopianu – ten ostatni też należy do ziółek silnie moczopędnych. Powinniście też zrezygnować z taszczenia wszelkich energy-drinków – występująca w nich tauryna w zestawieniu z kofeiną pogarszają sprawę – znane są przypadki śmiertelnych odwodnień u osób nałogowo pijących te napoje. Niestety Matka Natura nie oferuje nam w tej części świata roślin nawadniających.

Agata:

Podałeś bardzo ważną wskazówkę o napojach energetycznych, które wbrew zapewnieniom z reklamy skrzydeł nie dodają.
Jeszcze nasuwa mi się taka kwestia – na wysokościach często żołądek odmawia posłuszeństwa, oczywiście są problemy z trawieniem i brak apetytu. Co byś na to zaradził?

Eugene Gawenda:

Wszystko zależy od tego, w jaki sposób przewód pokarmowy odmówił nam posłuszeństwa. Jeśli to jedynie ogólny brak apetytu, w arsenale mamy mnóstwo rodzimych surowców m.in. arcydzięgiel, rumianek, kminek, karczoch, melisę, miętę lukrecję czy też suszone ziele glistnika. Abstrakcją byłoby taszczyć różne saszetki w plecaku natomiast świetne dostępne na rynku są gotowe wyciągi z tych ziółek wśród których królują krople Iberogast (to, co słyszycie w zalewających nas reklamach o nim jest jedynie częścią zastosowań tych kropli).

Agata:

Przypomniało mi się jeszcze, że niektórym przydarzają się historie z ostrym zapaleniem pęcherza. Jakie zioła mogą wspomóc te bardzo nieprzyjemne dolegliwości?

Eugene Gawenda:

Najprostszą i najskuteczniejszą jest pokrzywa, pietruszka i seler. Bezpieczne są także napary z liści malin. Jednak trzeba wówczas pamiętać iż wystawiamy się na ryzyko utraty wody z elektrolitami czyli na odwodnienie.

Agata:

Tak to bywa z ziołami – mają wiele zastosowań, ale nieraz sprzecznie działają.
Nadchodzi popołudnie, a wraz z nim usilne próby uśnięcia, wszak pobudka o 1 w nocy. Jakie zioła najskuteczniej oddadzą nas w objęcia Morfeusza?

Eugene Gawenda:

Stary i dobry sposób – dobre zimne piwo. Niestety obecnie wiele browarów odchodzi od stosowania szyszek chmielowych pozbawianych tzw. glanduli zawierających lupulinę. Zatem nie pozostaje nic innego jak zaopatrzyć się w gotowe preparaty zawierające wyciągi z szyszek chmielowych, tu prym wiodą kropelki z chmielu w połączeniu z kozłkiem znane na rynki jako Domersan.

Agata:

Ha ha, piwo, dobre sobie 🙂 To już bardziej mnie przekonują kropelki.
A teraz na odwrót: które ziółka dadzą nam kopa, zdopingują i pobudzą do działania?

Eugene Gawenda:

No chyba cie Bozia opuściła – Starego Zgreda pytać o zielsko dające kopa?
Dobra, żartuję, a teraz na poważnie – tu proponuję zastąpić kawę ziarnistą prażonymi nasionami przytulii zawierają także kofeinę, choć w mniejszej ilości. Polecanie innych ziółek „dających power” jest ryzykowne – poruszamy się w terenie, gdzie łatwo przekroczyć dawkę pomocniczą i wejść w stan niekontrolowanego pobudzenia. Jedynym bezpiecznym będzie tu naleweczka z arniki górskiej, którą na pewno znajdziecie też podczas wędrówek. Zażywana przed znacznym wysiłkiem zapobiega przedwczesnemu zmęczeniu psychicznemu i fizycznemu, posiada lekkie właściwości pobudzające psychicznie poprzez poprawę krążenia mózgowego, lecz należy pamiętać o występującej czasem alergii na tę roślinę – zatem wypróbować wypada ją przed wyprawą by nie obudzić się z przysłowiową „ręką w nocniku”.

Agata:

Obudzenie się z ręką w nocniku absolutnie nie wchodzi w grę.
Sądzę, że nie wolno pominąć kwestii odżywczych. Witaminy i minerały wzmacniające, zawarte w ziołach, są nieodzownym elementem apteczki piechura. Które byś polecił?

Eugene Gawenda:

Jestem zdania, że apteczka jest na problemy, a nie dla wzmocnienia lub odżywiania. Przygotujcie się dobrze wcześniej, a to, co macie w apteczce „to na boloki” czyli pomagające w sytuacji skaleczeń, stłuczeń, niespodziewanych infekcji. Zwykłe napotkanie karpuchy (pokrzywy) może uprzykrzyć całą eksplorację – na szczęście w apteczce Matki Natury wokół mnóstwo środków łagodzących, czy to gwiazdnicy, czy liści szczawi gorzkich, czy też czyśćców oraz dopiero w dalszej części babek.
Warto natomiast mieć z sobą lekką naleweczkę z nagietka, bo jest idealna w rozcieńczeniu jako środek do przemywania urazów i skaleczeń. Wspomnianą też wcześniej nalewką z arniki można posiłkować się robiąc okłady na opuchnięte stopy, podudzia, obolałe stawy, na miejsca uderzone, z siniakami, krwiakami i zranieniami.

Agata:

Wychodzi na to, że dobrze mieć w zaopatrzeniu apteczki zioła w formie kropli, w formie kawałków rośliny, czyli np. kłącze imbiru, ząbek czosnku, a także w postaci herbatek. Ponadto starajmy się dobrze poznać działanie rośliny, aby sobie nie zaszkodzić, czyli przykładowo: pijąc zioła moczopędne narażamy się na odwodnienie. I na koniec – wszelkie działania podejmujmy profilaktycznie, przed wyprawą, dotyczy to działań mających na celu wzmocnienie i odżywienie organizmu. W górach natomiast kluczem jest odpowiednia aklimatyzacja.

Eugene – bardzo mi miło, że przyjąłeś zaproszenie do wywiadu i podzieliłeś się z nami swoją wiedzą.
Wszystkich zapraszam do grupy na FB, w której można przeczytać wiele ciekawych porad mojego rozmówcy:

Poszukiwacze roślin

Wywiadu udzielił Eugene Gawenda

_________________________________________________________________________________
Spodobał się artykuł? Uważasz, że inni powinni go przeczytać? Będzie mi miło, jeśli go udostępnisz lub skomentujesz,
dołączysz do mojego fanpage na Facebooku
dołączysz do obserwatorów na
Instagramie

Przeczytaj jeszcze:

Kiedy zioła mogą być niebezpieczne – groźne interakcje z lekami syntetycznymi

„Trzeba pokonać tę chwastofobię, na którą cierpią Polacy” – o zdrowej, przeciwnowotworowej żywności, wegetarianizmie i radości gotowania – wywiad z dr Małgorzatą Kalembą-Drożdż

“Nie chcemy być dzicy, biedni i na wojnie” – czy Polacy lubią chwasty? – rozmowa z ziołoznawcą Justyną Pargieła

27 myśli na temat “Zioła na wyprawie wysokogórskiej – rozmowa z zielarzem Eugene Gawenda

  1. Bardzo interesujacy wywiad.Swego czasu interesowałam się ziolami. Od czasu do czadu popijam melisę, miętę, czy pokrzywę.Moja prababcia i babcia robily różne specyfiki z ziół do własnego użytku.Wiele z nich roslo w ogrodzie.Szczegolnie w pamieci utkwil mi zapach nagietka, dziurawca i krwawnika.
    Z wywiadu zauważylam wzmiankę o imbirze jako środku na mdłości ciążowe- potwierdzam sprawdzone i skutkuje 🙂

  2. Wywiad bardzo ciekawy, natomiast makabryczna grafika. Białe litery na szram tle – rozpacz, niebieskie trochę lepiej, ale nie wiele. Gdyby to nie był Eugene nawet nie zaczęłabym czytać

    1. Witaj, źle Ci się coś wyświetla? Powiedz, co jest nie tak, bo ostatnio coś mi się na blogu posypało, informatyk już działa

  3. zioła ostatnio wracają do łask. jeszcze tak niedawno kojarzyły się nam starą wsią i zabobonami. dzisiaj na szczecie jest inaczej a ja sama od wielu lat stosuje zioła które są leprze do lekarstw.

  4. Dla mnie to wyższa szkoła jazdy – zbieranie ziół na szlaku! Ba, ja w ogóle o tym nie pomyślałam, ale może dlatego, że zielarką nie jestem, a jedynie lubię zioła pić. Bardzo ciekawy wywiad, merytoryczny, ale nie pozbawiony warstwy humorystycznej 😉

Dodaj komentarz